Bardzo długa droga oznacza 1000km jednego dnia, wyjechaliśmy o ósmej rano i dojechaliśmy na dziewiątą wieczorem. Drogi w Turcji są świetne, jednak wiele z nich jest w trakcie przebudowy, co nas trochę zwalniało. Nie mniej udało nam się pokonać założony dystans, ja oczywiście umierałem na każdym postoju z powodu złego samopoczucia.
Kolacja, dzień wcześniej, niestety mi zaszkodziła i stąd mam czas aby wam to opisać. Grupa zjadła rybkę, ja natomiast pokusiłem się na baraninę, która wywołała peturbacje żołądkowe i dzisiejszą niedyspozycję. Chłopaki zwiedzają skalne miasto w Kapadocji, jeżdżąc klimatyzowanym busikiem, ja natomiast utkwiłem w pokoju hotelowym. Jutro sobie odbiję w balonie nad miastem.
Zacznijmy jednak od początku dnia. Tak wyglądała restauracja, obok której spędziliśmy noc, a poniżej zdjęcie widoku jaki widzieliśmy wychodząc z niej.
Jajka na nasze śniadanie wysiedziała ta oto pani:
W trakcie tego maratonu nie obyło się bez pięknych widoków, Turcja, praktycznie w każdej swojej części zachwyca widokami.
Znajdujemy oczywiście czas na posiłek, chyba w jedynej restauracji, która nie próbuje wsytawić nam zbyt dużych cen za posiłek.
Na jednej ze stacji benzynowych zostaliśmy ugoszczeni herbatą, Turcja potrafi być naprawdę gościnna.
Do Ürgüp dojechaliśmy już o zmroku.
Wieczorem zwiedziliśmy stare miasto i oczywiście przepłukaliśmy żołądki aby innych nie spotkało to co mnie.
Poniżej widać śniadanie i widok z pokoju hotelowego.