Przepraszamy wszystkich śledzących naszego bloga za tak długą ciszę na naszej stronie. Powody były różne, głównie bazowały na ludzkiej słabości . Boliwia już za nami, wjeżdżamy do Argentyny, to mocno oczekiwana chwila dla Przemka – football. Kraj ten w dużym stopniu przypomina naszą Europę, a do tego widać i czuć pierwiastek niemieckiego ordnung. Pierwsza w swoje szpony dopadła nas Salta, potem Mendoza, a tę ze wspaniałymi winniczkami trudno było nam opuszczać. Patagoński wiatr, który ściągał kaski z głów i przepiękne widoki nie pozwalały jechać, jednak silna desperacja osiągnięcia końca Świata w Ushuaia wygrywa. Do celu wiedzie droga nr 40 wzdłuż Andów z jej najwyższym szczytem Aconcagua. Już wiemy, że należy wyostrzyć wzrok i skupienie na asfaltowych i szutrowych duktach ze względu na mnogość przydrożnej zwierzyny. Dzikie lamy, lisy, nandu, pancerniki i te udomowione owce, kozy i wiele innych zachowujących się jak natrętni autostopowicze potrafią wyzwolić silną porcję adrenaliny. Aby dostać się do Ushuaia przed nami kilka już rozpoznanych zabiegów, mianowicie kolejno, przejście Argentyna – Chile, prom na cieśninie Magellana (jak tam bujało) i ponownie wjazd do Argentyny. Ostatnie 50-70 km przed miastem końca Świata zrobiło się naprawdę nieznośnie, wiatry się nasiliły, temperatura spadła do +2 stopni, zaczął padać śnieg, a droga nagle wije się jak wąż. Ushuaia i okolice malownicze chodź surowe, a nasze kufry nie są przygotowane z odpowiednią garderobą, mus był nabyć ciepłe odzienie. Jak twierdzi poznany przez nas w Mendozie konsul, „Bóg jest wszędzie, ale biuro ma w Buenos Aires”, wszyscy maja tam biuro, więc zaraz po fin del Mundo, kierunek Boskie Buenos, aby nadać motocykle do Europy i samemu, czym prędzej do domu, przy wigilijnym stole z utęsknioną rodziną zasiąść. Imponujące jest to, kogo podczas podróży poznaliśmy, co widzieliśmy, czego posmakowaliśmy i powąchaliśmy, a to, czego nie potrafiliśmy przewidzieć to cały sens podróżowania. Jak ktoś kiedyś powiedział „Podróż jest jak małżeństwo. Podstawowym błędem jest myślenie, że możesz ją kontrolować” To z pewnością pasja, którą będziemy pielęgnować i zarażać nią bliskich, bo przecie to jedyna rzecz, na którą wydajemy pieniądze a stajemy się bogatsi.
Zapraszamy w przyszłości na kolejne podróże. Mocno działa na nas Afryka, jednak głośna ebola wirus trochę wystrasza, poza tym nie tak łatwo się w związku z nią właśnie, tam dostać. Dlatego nasze wewnętrzne kompasy podpowiadają – AZJA.
SALTA :
Nie ma jak poczciwy Fiat 125p.
Bóg, piłka nożna, wino, sztuka i taniec, nie wiem tylko jak z kolejnością, oto cała Argentyna.
MENDOZA, śliczne, pachnące i pyszne winniczki:)
Poznać się na winie to nie lada sztuka, im głębiej w las tym drzew więcej, więc zanim zaczniesz pogłębiać ten kierunek wiedzy, nalej sobie lampkę wytrawnego.
Aconcagua 6961 m n.p.m, ze swoim rozległym masywem o długości 60 km,
Człowiek któremu bardzo wiele zawdzięczamy, pomoc niósł w najtrudniejszych chwilach.
ROUTE 40, wracają wspomnienia z Alaski:
Przemek, to dla Ciebie, wiesz o co chodzi……
Z drogi nr 40 i zachodniej części Argentyny, przejeżdżamy na drogę nr 3 i wschód kraju.
Cel osiągnięty, koniec nie był łatwy ale przyniósł nam ogromną radość,
Boskie Buenos, gdzie stadiony, tango i tętniące do późna ulice wraz z pierwszoplanowym widokiem z naszego okna, cmentarzem de la Recoleta (nasze Powązki),
Tu też pakujemy swoje maszyny na lot do Europy, sami również wracamy na stary kontynent.