W końcu dotarliśmy do Parku Narodowego, gdzie spełniło się marzenie Tomka, zobaczyć największe i najładniejsze drzewa na świecie. Ale warto było, rzeczywiście nie tylko drzewa, ale sam park robi wrażenie. I…człowiek taki, malutki, wobec natury. Drzewa rzeczywiście robią wrażenie.
Po drodze jak, zwykle temperatury pomiędzy 20-33, więc dosyć ciepło. Czasem trzeba się ubierać, a czasem rozbierać do koszulki, zależy od wysokości względem morza. Wysokości też mają duże rozbieżności, bo od zera do 2000 tysięcy i nawet więcej, a to dopiero początek. Naturalnie nasze ciała nie spotykają się z takimi zmianami, więc trzeba ładować baterie owocami i red bullem, na trasie.
Jadąc przez Kalifornię nie ma z tym problemu, bo przy drodze stale można spotkać punkty ze świeżymi owocami i warzywami. Podczas posiłku spotkaliśmy byłego amerykańskiego komandosa podróżującego na GS’ie, który nie tylko dał wskazówki jak przejechać do naszego następnego punktu, ale również podarował szczegółową mapę dla motocyklistów, jako dar od amerykańskich motocyklistów dla polskich, zdjęcia z trasy również poniżej.