Na razie wszystko perfekt. W piątek 5. stycznia przylecieliśmy do Peru, w sobotę rano odebraliśmy motki i bagaże. W niedzielę ruszyliśmy w stronę Peru. W 1,5 godzinki załatwiliśmy dokumenty na granicy Chile-Peru. Następnie pogoniliśmy w stronę Arequipy, 150 km asfaltem i 350 km po górskich szutrach. Mało tego, na naszej trasie naprawiano most (wymieniano około 10 m konstrukcji), który uszkodziły spadające z wiekiem głazy. Nie było szans, żeby zawrócić – późna godzina i paliwa na 150 km. Budowlańcy powiedzieli nam, że za 2-3 godziny będziemy mogli przejechać. A to oznaczało jazdę po górach w nocy. Trudno, co robić… Czekamy.
Następnie po ciemku przelatujemy 150 km serpentynami na wysokości ponad 3200 m. Brrr… Zimno, ciemno, a z boku ciemna odchłań…
Przeżyliśmy i o 22:00 dotarliśmy do celu, zmarznięci , wymęczeni, ale zadowoleni. Hotel, gorący prysznic – Przemek zasypia w dwie minuty.
Jutro rano kanion Colca i wielkie Kondory.