Kolejny dzień zmagań na Ukrainie.
Po przebyciu około 500 km od granicy, musieliśmy zrobić przegląd wszystkich motocykli – przy drodze.
Niestety stan dróg dość mocno się pogorszył, więc należało poprzykręcać wszystkie śrubki bo zaczęliśmy gubić różne elementy motocykli 🙂
Po spotkaniu Tomka z kraterem wielkości małego autobusu, Tomek stracił część tylnego błotnika i elementów tablicy rejestracyjnej. Całe szczęście że „trytytki” działają niezawodnie i udało się poratować części motocykla.
Średnia prędkość – 140 km/h – dużo za szybko jak na standard dróg,
Dystans przejechany – prawie 1000 km.
Zmęczenie – Spore, ale dalibyśmy jeszcze trochę radę.
Finał – wylądowaliśmy niedaleko miejscowości „Hierson”.
Nasi opiekunowie Kostia i Andriej – zapewnili nam bezpieczny nocleg dla nas i naszych motocykli.
Wieczór – jak zwykle – nie do opisania.
W skrócie: Kolacja w tradycyjnym wydaniu, troszkę alkoholu i……BANIA – ruska łaźnia.
Temperatura – nie do zniesienia, biczowanie wiązkami gałęzi i …. basen.
Można było uleczyć pewne bolące części ciała – skutecznie.
Rano, skoro świt o godzinie 9:00 – śniadanie i dalej w drogę w kierunku Krymu. A głowa boliiiiii…tylko Jacka. fakt że skończyliśmy Banięo godzinie 4:00.
Plan jest taki aby dotrzeć do Bakczysaraj gdzie zwiedzimy Martwe Miasto i Monastyr.
Po drodze – albo bardziej po tym co z nich zostało, Jacek traci osłonę łańcucha.
Naprawiamy ją po drodze w warsztacie…ogólnie w warsztacie następuje poruszenie.
Ponowne zapięcie + niezawodne trytytki – czynią cuda – jedziemy dalej.
Po drodze nasz przewodnik skręca w drogę polną ??? nie wiemy po co i dlaczego.
Okazuje się że jadąc drogą wypatrzył ogromne pole kwiatów… Okazuje się że jest to jedyn okazja aby zobaczyć taki widok. Kwiaty oraz maki robią piorunujące wrażenie – po horyzont fioletowo i czerwono.
Kompleks budowli budzi podziw – po prostu podziw.
Nasz parking na szczycie góry dał nam dużo frajdy bo był to nasz pierwszy off-road po górach.
Wieczorem, Kostia zgotował nam tradycyjną kolację w stylu tatarskim,
Czegoś takiego jeszcze nikt z nas nie widział. Zamieniliśmy tej nocy namioty na rzecz noclegu u tatarów.
Dania składające się z pieczonej baraniny, szaszłyki, grilowanych warzyw (pomidory, bakłażany, liscie winogron z nadzieniem) i wszystko to w Kafe Ashlama-Saraj.
Herbaty w różnych smakach, zbierane z pobliskich stoków.
Raj dla ludzi którzy lubią słodie dania iprzystawki.
Co do win, szkoda gadać…zaczęło się od wytrawnego, półwytrawnego i skończyło się na słodkim.
Co ciekawe, podane w odpowiedniej kolejności – a tego wymaga tutaj zwyczaj”Kuszania” – czyli jedzenia – komponują się wyśmienicie. A wszystko to w trakcie smakowania i palenia tak zwanego „Kalana” – czyli aromatycznej fajki wodnej.